Nawigacja

Aktualności

Tadeusz Ruzikowski: Zima wasza, wiosna nasza! Solidarnościowe obchody 1 i 3 Maja 1982 r.

Pierwsze miesiące stanu wojennego, „nowego porządku” mogły sprawiać wrażenie, że ulice miast należały do jego stróżów – wojska i milicji, ich uzbrojonych patroli, krążących po miastach kolumn wojskowo-milicyjnych. Tego wrażenia nie mąciły nieliczne wystąpienia w grudniu 1981 r. oraz późniejsze, sporadyczne demonstracje o zasięgu lokalnym (np. w Gdańsku w styczniu 1982 r.). Jednocześnie, w ukryciu przed władzą, rozwijano druk i kolportaż ulotek oraz pism informacyjnych, które przekazywały wiadomości oficjalnie niedostępne. Budziły one nadzieję na kontynuację, odrodzenie „Solidarności”.

Wśród wielu członków „Solidarności” pobrzmiewało lansowane ówcześnie w kręgach związkowych hasło „Zima wasza, wiosna nasza”. Wyrażało ono nadzieję na „odkucie się” za grudniową porażkę Związku. Zbliżające się święta 1 Maja oraz rocznica uchwalenia Konstytucji 3 Maja (jako święto w PRL zostało zniesione) stwarzały okazję do „wyjścia z podziemia” na ulice członków „Solidarności” oraz przeciwników stanu wojennego.

[...]

Do okolicznościowych demonstracji doszło 3 maja łącznie w co najmniej jedenastu miastach: Białymstoku, Elblągu, Gdańsku, Gliwicach, Krakowie, Lublinie, Łodzi, Rzeszowie, Szczecinie, Toruniu, Warszawie.

Milicja atakowała gromadzących się ludzi, niekiedy przedtem wzywając ich do rozejścia się. Najczęściej manifestantów atakowali funkcjonariusze Zmotoryzowanych Odwodów Milicji Obywatelskiej (ZOMO). Wyjątkowo chyba w Krakowie byli to funkcjonariusze Rezerwowych Oddziałów Milicji Obywatelskiej (ROMO), gdyż tamtejsze ZOMO zostało odesłane do pacyfi kacji ulic Gdańska. Do rozbijania demonstracji wykorzystywano zarówno armatki wodne, gaz łzawiący, jak i „środki przymusu bezpośredniego” w rodzaju milicyjnej pałki. Woda używana w armatkach bywała barwiona, aby funkcjonariuszom łatwiej było rozpoznać, a następnie zatrzymać osoby znajdujące się w miejscach ulicznych bitew. Do walk ulicznych włączono transportery opancerzone oraz czołgi, które np. w Gdańsku rozbijały barykady. Rozwój sytuacji władze obserwowały także (np. w stolicy) ze śmigłowców.

Atakowani jako schronienie wykorzystywali kościoły (Kraków, Gdańsk, Warszawa), choć nie zawsze miejsca te okazywały się bezpiecznym azylem. W Gdańsku przez rozbity witraż do kościoła wpadł pocisk gazowy oraz raca. Z pewnością solą w oku dla władz była organizowana na terenie świątyń pomoc medyczna. Uzyskiwano ją także od przygodnych mieszkańców domów znajdujących się w okolicach zajść (np. na ul. Piwnej w Warszawie w jednym z mieszkań zgromadziło się kilkadziesiąt osób, które schroniły się przed gazami łzawiącymi).

Fragment artykułu opublikowanego w „Biuletynie IPN” nr 5-6/2007

Czytaj całość (PDF)

do góry